Na kogo oddadzą głosy wyborcy Kukiza? To pytanie, które dzisiaj wielu sobie stawia, dając się mamić narracji "gołąbków" Komorowskiego. One to, na przykład w postaci wiecznej wiceszefowej PO, nowo objawionej krytyczki sztuki monumentalnej w formie światła, Hanny Gronkiewicz-Waltz czy polityka-urzędnika prezydenckiej kancelarii Tomasza Nałęcza, każą nam wierzyć, że jakaś część kukizowców to niedawni sympatycy PO, którzy teraz się zreflektują i do nich wrócą... Czyżby?
Z jednej strony powiadają oni, że JOW-y są traktowane przez Kukiza wyłącznie instrumentalnie teraz, że chodzi o stworzenie "ruchu społecznego", zorganizowanego ugrupowania politycznego czyli partii, czyli elementu tego niby zwalczanego "systemu". Gronkiewicz-Waltz kpi sobie w żywe oczy z tej "antysystemowości" kukizowców. Z wyższością, protekcjonalnie, z przymrużeniem oka traktuje ich bunt. Układa się to w jednej linii z innymi wypowiedziami o "niedojrzałości" społeczeństwa i propozycjami emigrowania z tego niedocenianego przez nich eldorado.
Z drugiej strony zaś jasnym jest i powszechnie wiadomym, że to Kukiz zabrał "im" decydującą część głosów i przyczynił się do porażki, klęski p.o. prezydenta Bronisława Komorowskiego. Dzisiejsza wypowiedź radiowa Hanny Gronkiewicz-Waltz to potwierdza. Normalną byłaby więc wrogość, a nie deklarowane nagle sympatia i popieranie tych samych celów politycznych. Nagle, bo jeszcze kilka dni temu Komorowski wyrażał się o nim - jak to określiła red. Olejnik - "niezbyt przychylnie". Jak więc przekona wyborców Pawła Kukiza?
Nie przekona. Nałęcz ujmuje to tak, że "jeśli wyborcy odnowią zaufanie Bronisławowi Komorowskiemu, to będzie sojusznikiem obywateli przeciwko układom partyjnym". Proszę, spójrzcie, co za kolejność. Co za arogancja. Potem, co za treść, co za obietnica! I wreszcie okazuje się, że "uklad", "sitwa" w końcu istnieje?
[Nałęcz u Moniki Olejnik w radio Zet,
Gronkiewicz-Waltz w radiowej Jedynce]