Korwin się drze i straszy ludzi przed stacją metra Centrum. Poznaję charakterystyczny skrzek jego głosu, ale samego Korwina nie widzę: na środku, na drodze spieszącym pasażerom, stoi kilku wyrostków z listami do zbierania podpisów, a zatem Korwin jest z głośników, ze szczekaczek. Omijając tę atakującą wrzaskiem zawalidrogę próbuję rozróżnić jakieś słowa i dociera do mnie zdanie: "Europa umiera!", po jakimś niezrozumiałym fragmencie, znowu "Europa umiera!"...
Myślę, że Korwin jest epigonem jakichś anachronicznych zupełnie politycznych odłamów czy odłamków. Jeśli cokolwiek w Europie umiera, to właśnie taki dawny sposób uprawiania polityki. Skazane na przemijanie i śmierć są partie polityczne w dotychczasowym kształcie. Coraz więcej młodych ludzi czuje się wyłączonymi, nie głosuje i jest przeciw, nie takiej czy innej partii politycznej, ale przeciw w ogóle partiom politycznym, partyjniactwu i wszystkiemu, co się z tym wiąże. Naturalnie znikają z rąk pasażerów metra gazety, znikają z ulic miast "starej Europy" papierowe plakaty wyborcze i coraz mniej politycznych ulicznych wieców. Dyskusja polityczna toczy się gdzie indziej - na forach internetowych. Coraz więcej ludzi nie ma telewizora w domu, nie ogląda więc tej telwizyjnej produkcji masowej. Komputer daje większe możliwości wyboru przecież.
Ale powracając do naszego starego Korwina... Jeśli cokowliek w Europie umiera, to po niedawnym zamachu na redakcję Charlie Hebdo i po terroryzującym nas dzisiaj kolejnym niusie o politycznym mordzie pod Kremlem, zabiciu opozycjonisty Borysa Niemcewa, umiera wreszcie wszelka skłonność do radykalizmów, brutalności politycznej. Jeden i drugi mord jest takim samym aktem terroryzmu politycznego. Takim samym zamachem na demokrację i wolność słowa. Wszak Niemcow został zabity za jego krytyczne raporty o przekrętach władzy, korupcji i wojnie Putina. Ale czy teraz przez całą Europę przetoczą się hasła "Je suis Borys Niemcow"...?
Korwin demonstracyjnie składający hołdy w ambasadzie Rosji i zadurzony w putinowskiej metodzie sprawowania rządów powinien zacząć od pokajania się, przeprosin za to, co robił i w co wciągać próbował podatną młodzież. Zamiast straszenia warszawiaków wrzaskiem szczekaczek czy kolejnymi czarnymi marszami Krakowskim Przedmieściem, dzisiaj Korwin powinien potępić swego dotychczasowego politycznego idola - Putina. A w ślad za nim wszyscy jemu podobni, różni tam Piskorscy, jakaś "Zmiana" czy "Samoobrona". Potępić Putina powinni dzisiaj zwłaszcza wierni dotychczas dawnym zwyczajom PSL-wcy, którzy raczej wolą obwiniać Kaczyńskiego za jego wystąpienia na Majdanie i rosyjskie embargo nałożone na naszych rolników, a nie Putina...