Podobał mi się bardzo ostatni program "Sprawa dla Reportera", przepełniony pozytywnymi emocjami, szlachetnością, szacunkiem dla ludzi biednych, chorych, starych, głupio naiwnych... W tym programie podziwiałem dzielne starsze panie z Tarnobrzega i okolic, które zostały naciągnięte na zakup "magicznych" garnków po 3-4 tysiące. Za sprezentowanego szampana i parę kapci podpisywały "w ciemno" oszukańcze umowy, nie spodziewając się późniejszych gróźb, naliczanych horrendalnych odsetek karnych. Tusk pouczyłby je pewnie, jak klientów Amber Gold, że za takie decyzje należy brać odpowiedzialność... Nie poddały się jednak, znalazły siłę, by walczyć z oszustami. Zainspirowały publikacje prasowe, zawiadomiły prokuraturę i redaktor Jaworowicz. Udało im się uzyskać pomoc, wygrywają. Okazało się, że nękający biedne kobiety oszuści to firma pośrednicząca w bankowych kredytach ratalnych. Ciekawe, na jakiej zasadzie jakiś bank podejmuje ryzyko współpracy z podejrzanym pośrednikiem - tu ktoś chyba znowu uległ jakiejś pokusie, chciwości? Co wobec takich, podobno mnożących się jak plaga, oszukańczych firm finansowych robi Komisja Nadzoru Finansowego? Wygląda na to, że ukazał nam się jedynie wierzchołek góry lodowej, że jesteśmy wymarzonym rajem dla takich oszustów, których się nie ściga, ani nie karze. Oszustwo jest tu nagradzane.
Inna historia - prokuratura umorzyła sprawę, dotyczącą odpowiedzialności zamkniętego szpitala psychiatrycznego w Częstochowie za dopuszczenie do samobójczej śmierci młodego pacjenta. Rodzice chorego psychicznie Pawła nie mogą zatrzymać łez. Nie ma odpowiedzialnych za zawiedzione zaufanie, swoistą umowę rodziców z lekarzami, oddających dziecko pod ich opiekę. Paweł był zdolnym dzieckiem, zdobywającym sportowe nagrody, był wielką nadzieją dla rodziców. Jego choroba była jednak wrodzona, uwarunkowana genetycznie... Tak sobie wyobrażam, że w szpitalu dyrektora i doktora Arłukowicza czy Neumanna rodzice zostaliby tak ukierunkowani, że nie zdecydowaliby się na danie życia Pawłowi, nigdy by nie przeżyli tych radości i cierpienia, takiej trudnej, ale pięknej miłości.
To skojarzenie samo się narzucało, bo we wszystkich wcześniejszych programach podawano informację o nałożeniu kary 70 tysięcy na warszawski szpital im. Świętej Rodziny, po inspekcjach Ministerstwa Zdrowia, Narodowego Funduszu Zdrowia, Rzecznika Praw Pacjenta, Krajowego Konsultanta do spraw Ginekologii, prezydent miasta Hanny Gronkiewicz-Waltz. Nota bene, to państwo działało tu nielegalnie, bo jest sprzeczne z prawem, by w jednym czasie w jednym podmiocie odbywało się tyle kontroli, nie może być więcej niż jedna. To nie wszystko, za błędy zarządców tego chorego systemu grozi się lekarzowi prokuratorem. Bowiem to do aparatu państwa - ministra albo szefa NFZ, nie do lekarza, należało przekazanie pacjentkom informacji o tym, gdzie mogą przeprowadzać badania prenatalne i zabiegi aborcji. Wyraźnie potwierdziła to prof. Irena Lipowicz, Rzecznik Praw Obywatelskich. Teraz usiłuje się odgórnie "cywilizować" tych lekarzy, naginać do "prawa ludzkiego", nazywając ich fanatykami religijnymi, w domyśle - talibami. Prawo do zdrowia nie oznacza prawa do bezwarunkowej aborcji, ani prawa do egzekwowania tej aborcji od wierzących lekarzy. Dzisiaj chore maluchy się ratuje, przeprowadza się nawet operacje serca dziecka jeszcze w łonie matki.
Zupełnie przeciwstawna wobec poprzednich jest więc ta historia umów MZ, NFZ z lekarzami, prof. Chazanem i jego szpitalem, który za uparte chronienie życia, wiarę, za pokorę lekarza, który nie czuje się bogiem... musi płacić karę finansową i karę psychicznego terroru, straszenia zbankrutowaniem szpitala czy prokuratorem. Proszę, przypomnijcie mi, który to z posłów PO powiedział kiedyś w Sejmie, że szkoda, by państwo łozyło na niepełnosprawne dzieci, dzieci z zespołem Downa...?
W tym kraju nie draństwo, lecz cnota jest karana, wszystko jest postawione na głowie!